Trochę czasu minęło od ostatniego wpisu z serii denko, w poprzednim pokazywałam Wam kosmetyki do mycia buzi. Dzisiaj napiszę kilka słów o kilku kremach do twarzy i dwóch maseczkach, których ostatnio używałam. Jesteście ciekawe co tam wypróbowałam?

Używałam wielu kosmetyków firmy Tołpa zaczynając od produktów do mycia twarzy po maski i kremy i nigdy się na nich nie zawiodłam. Tak samo jest z tym kosmetykiem. Krem świetnie nawilża buźkę, ma super lekką konsystencję co bardzo lubię. Nie jest też tłusty co bardzo mi się podoba, bo nie cierpię tłustych kremów. Produkt nie zapycha porów i nie podrażnia skóry. Dodatkowo jest bardzo wydajny i ma świetny skład. Jeśli jeszcze nie używałyście kremu z tołpy to zdecydowanie polecam :) 

Miałam tylko miniaturkę, więc nie wiem czy w ogóle powinnam się na jego temat wypowiadać. Jednak ta miniaturka sprawiła, że nie kupiłam pełnowymiarowego produktu. Krem ma świetną rzadką konsystencję, całkiem przyjemnie pachnie, jest wydajny i nie podrażnia skóry. I w zasadzie to są jego jedyne zalety. Nie zauważyłam, żeby krem w ogóle nawilżał czy robił cokolwiek dobrego dla mojej cery.

Krem z Pharmaceris to chyba jedyny produkt, który pomógł poprawić mi stan mojej cery. Kosmetyk bardzo fajnie nawilża buźkę, a dodatkowo delikatnie złuszcza naskórek. Stosowałam go codziennie wieczorem i nie zauważyłam, żeby w jakiś sposób podrażnił moją skórę. Chyba jedynym jego minusem jest to, że po jakimś czasie skóra przyzwyczaja się i krem nie działa tak jak na początku. Dla mnie to akurat nie problem, bo używałam go tylko na jesień, zimę i kawałek wiosny, a w lecie odstawiałam. Dzięki temu skóra jakby odzwyczajała się i na jesień znowu mogłam go używać. Teraz mam wersję z 10% kwasem migdałowym. Dam znać jak się sprawdza.

Co do kremu NIVEA to nie mogę za wiele o nim powiedzieć. Siostra przyniosła mi kilka jego próbek, ale nie używałam go do twarzy, ponieważ jestem w takim wieku, że nie muszę się jeszcze martwić o zmarszczki. Smarowałam nim jednak dłonie i muszę Wam powiedzieć, że świetnie pachnie, bardzo szybko się wchłania i niesamowicie nawilżał moje często popękane od zimna ręce. Na pewno warty jest przetestowania.

Miałam dwa opakowania maski z bielendy i bardzo je lubiłam. Produkt świetnie oczyszcza buzię, a jednocześnie nie wysusza jej. Skóra jest przyjemnie gładka w dotyku. Maska jest super wydajna. Jedno takie opakowanie wystarczyło mi na co najmniej trzy aplikacje. Jedyny problem jaki z nią miałam jest chyba to, że po rozrobieniu jej jest bardzo rzadka, wręcz lejąca przez co ciężko się ją nakłada, ale jeśli chwilę poczekamy maska gęstnieje przez co też ciężko z nią pracować. Trzeba, więc tak wymierzyć sobie czas, aby nakładanie jej nie było problemem.

Natomiast maska z orientany to mój pierwszy kosmetyk tego rodzaju. W sensie, zawsze używałam masek, ale takich, które trzyma się na twarzy kilka minut, a później się ją zmywa. Tą z kolei nakładamy wieczorem na oczyszczoną skórę twarzy i zostawiamy do wchłonięcia. Budzi to we mnie pewne zainteresowanie. Jeśli chodzi o działanie, to jest super. Świetnie nawilża i wchłania się w skórę. Maska jest przezroczysta, więc nie ma obaw, że pobrudzimy nią pościel. Dodatkowo przepięknie pachnie. Skóra po niej jest miękka w dotyku i wygląda na odżywioną. Jedno takie opakowanie wystarczy mi na 3-4 aplikacje, więc możemy powiedzieć, że jest super wydajna. Nie jestem tylko pewna jak z jej dostępnością i ile może kosztować, bo ja dostałam tę maskę od siostry. Jeśli jednak gdzieś ją znajdziecie to polecam ją wypróbować. Jest niesamowita!

Korzystałyście z tych kremów? Jak się u Was sprawdziły? Jakie kremy nawilżające lubicie najbardziej?

Nie pamiętam już kiedy ostatnio zrobiłam dla Was jakąś darmową grafikę do pobrania. Nie licząc oczywiście tapet na pulpit, które tworzę dla Was co miesiąc. Stwierdziłam, więc że trzeba coś z tym zrobić. Motywacją był dla mnie pierwszy Dzień Wiosny, który obchodziliśmy kilka dni temu, pomyślałam więc, że fajnym pomysłem byłoby zrobienie darmowych plakatów do pobrania i wydrukowania właśnie z okazji nadejścia upragnionej wiosny.

Firmę Semilac i ich lakiery hybrydowe znają już chyba wszystkie maniaczki manikiuru. Ja bardzo długo wzbraniałam się przed zakupem swojego pierwszego zestawu, ponieważ moje naturalne paznokcie zawsze były w bardzo dobrej kondycji. Nigdy się nie łamały, były grube i twarde i bałam się, że hybrydy mi je zniszczą. Zresztą nie przeszkadzało mi, że zwykły lakier do paznokci wytrzymuje u mnie maksymalnie 3 dni, bo lubię często zmieniać kolory na moich pazurkach. 

Po obejrzeniu setki filmów na youtubie i tysiącach zdjęć na portalach typu pinterest czy zszywka, na których widziałam mnóstwo pięknych zdobień robionych na hybrydach, które za nic w świecie nie udały by mi się na zwykłych lakierach, skusiłam się na zestaw Semilaca.

W zestawie Semilac znajdziemy wszystko co potrzebne jest to zrobienia manicure hybrydowego oraz produkty do jego ściągnięcia. Nie musimy dokupywać jakiś specjalnych urządzeń do ściągnięcia hybryd czy do ich zrobienia, to co znajdziemy w zestawie zdecydowanie nam wystarczy.

W zestawie znajduje się:

Ja dokupiłam sobie jeszcze dwa prześliczne kolory. Pierwszy to 093 Silver Dust, który jest pięknym srebrnym kolorem z bardzo malutkimi drobinkami, które przepięknie odbijają światło. Drugi natomiast to 017 Grey i jest to cudowny szary kolor, który wpada delikatnie w brąz. Powiedziałabym, że to taka kawa z mlekiem.

Hybrydy w domu robię już od czterech miesięcy ( swój zestaw mam od grudnia minionego roku) i noszę je non stop. Niestety moje paznokcie nie są już w tak dobrej kondycji jak były zanim zaczęłam używać lakierów hybrydowych. Stały się o wiele cieńsze i matowe. Częściej się łamią gdy ni na nich nie mam. Kiedyś nie miałam z nimi takich problemów. Na pewno robię je dobrze, bo korzystałam z instrukcji Semilaca. Po prostu zmywacze z acetonem, i mechaniczne zdejmowanie ich uszkadza paznokcie.

Bardzo lubię manicure hybrydowy i nie mam zamiaru z niego zrezygnować, aczkolwiek nie kocham go aż tak, żeby na zawsze rozstać się ze zwykłymi lakierami. Prawdopodobnie będę używać obu tych metod na zmianę, aby zniwelować chociaż trochę uszkodzenia na moich paznokciach.

Lubicie lakiery hybrydowe? Jakie marki lakierów uważacie za najlepsze? Zauważyłyście jakąś znaczącą zmianę w wyglądzie i kondycji Waszych paznokci? Chętnie poczytam o tym w komentarzach :)

Ostatnio pokazywałam Wam jak zrobić wielkanocne króliczki z papieru i wielu osobom spodobał się ten pomysł. Z racji tego, że święta wielkanocne mamy jutro postanowiłam nagrać dla Was kolejny filmik tego typu. Tym razem stworzyłam jajka zainspirowane popularnymi kulkami cotton balls. Pomysł jest super prosty i tani, bo założę się, że większość rzeczy, których potrzebujecie do zrobienia tej dekoracji znajdziecie w domu. A co będzie Wam potrzebne?

To już piąta edycja SHARE WEEK, w której blogerzy polecają innych blogerów. I chociaż tę akcję śledzę od początku jej powstania, to ja biorę w niej udział po raz pierwszy. Po prostu zawsze odkładałam to na tzw. później, aż przegapiłam okazję. Dzięki akcji Andrzeja Tucholskiego poznałam wiele, niesamowitych blogów, więc warto brać w niej udział!

Chociaż za oknem może tego nie widać to za dwa dni oficjalnie mamy wiosnę! Już nie mogę się doczekać kiedy zamienię ciężkie kozaki na lekkie botki lub trampki. I grubą puchową kurtkę na cienki płaszczyk lub skórę. Rozmarzyłam się :) Ale nie o tym, nie o tym.

Każda z nas przynajmniej raz w życiu dostała prezent, który totalnie nas rozczarował. Znacie to uczucie, kiedy drżącymi z emocji rękami rozpakowujecie upominek, a Waszym oczom ukazuje się kolejna para skarpetek lub kolejny kubek z napisem zamiast zestawu kosmetyków o, którym marzyłyście? 

Początek marca, jeszcze około 20 dni do kalendarzowej wiosny. Nie wiem jak Wy, ale ja się cieszę. W końcu będę mogła wyjść z domu, nie wyglądając przy tym jak Eskimos.

W ogóle postanowiłam stworzyć comiesięczną serię „linków godnych polecenia”, którą już prawdopodobnie znacie z innych blogów. Jeszcze nie wiem czy mi się to uda, bo jeśli chodzi o jakieś cykle to jestem w tym totalnie do kitu, bo on nich najnormalniej w świecie zapominam. Ale będę się starać. Obiecuję :)

Dzisiaj mam dla Was tylko kilka linków, bo przez cały miesiąc nie szczególnie miałam czas siedzieć na necie. Wiecie ferie i te sprawy. No i w międzyczasie przenosiłam się ze starego kompa na nowy, więc nie wiele udało mi się zebrać. A Wy co ciekawego znalazłyście w necie w tym miesiącu?

Luty zleciał mi w ekspresowym tempie, co w sumie nie powinno mnie dziwić, bo to najkrótszy miesiąc w roku. Na szczęście nie mam poczucia, że w jakiś sposób zmarnowałam ten czas. Przez ferie naładowałam swoje akumulatory i mam jeszcze więcej energii, i motywacji do działania. A dodatkowo uzbierałam całą listę pomysłów na projekty DIY, które wkrótce poznacie. 

Dzisiaj, jak już się pewnie domyślacie, przychodzę do Was z marcową tapetą na pulpit. Motywem przewodnim będzie wiosna, bo jak wiecie z ostatnich wpisów, nie mogę się już jej doczekać, a zima niestety ciągle nie daje o sobie zapomnieć. Na szczęście kalendarzowa wiosna już za 20 dni, więc mam nadzieję, że przyjdzie do nas z hukiem i na dobre wygoni śnieg, chlapę i lodowe temperatury :)

Tradycyjnie tapetę możecie pobrać, klikając w poniższe linki:

1920x1080

1600x900

1280x1024

1440x900

1280x800

1024x768

1366x768